Szanowni!
- Kilkadziesiąt tysięcy kilometrów temu wymieniłem cieknący uszczelniacz wału pomiędzy silnikiem a koszem sprzęgłowym. Oryginał, z nastawą montażową. Przez kilka tysięcy było czyściutko. Później powoli zaczęło się tam znowu "pocić" - o ile pamiętam, po dłuższej, wysiłkowej jeździe (ok. 130km/h autostradami Chorwacji i Austrii). Na tyle tylko było tam "mokro", że Tranzystor nie pozostawiał "śladów" pod sobą, jednak na tyle dużo, że... mnie to wnerwiało.
- Niedawno zaczęło się "pocić" z drugiej strony wału. Okazało się, że obok koła pasowego przegniła mi (dosłownie) pokrywa rozrządu. Wymieniłem ją na zamiennik - z nowym, oczywiście, uszczelniaczem na wał korbowy. Odczekałem też - zgodnie z instrukcją montażu - kilkanaście godzin, aby uszczelniacz miał szansię się "ułożyć". Od tej chwili zrobione mam tylko kilka tysięcy kilometrów i... miska znowu zarzygana. Olej wydostaje się tym razem spod koła pasowego...
Pytań mam więc kilka:
- Co mogłem "spartolić" przy montażu pokrywy z uszczelniaczem? Zastosowałem złej jakości (bo tu akurat "wszedł" zamiennik) uszczelniacz?
- Czy możliwe jest, że "siadło" odpowietrzenie przestrzeni korbowej (odma) i ciśnienie własnie wywala się przez uszczelniacze?
Jeden z napotkanych mechaników zasugerował, że w Fordach odpowietrzenie silnika lubi być poprzez specjalnie zaprojektowany korek wlewu oleju (odma w korku??). Może tak być?
Bo przyznam się, że w miedzyczasie korek zgubiłem a na jego miejsce trafił inny (też z Forda ale nie wiem z jakiego - po prostu pasuje...).
Głupieję do reszty już, bo silnik - mimo wycieków - nie kopci, ma moc, pali elegancko, zużycie ON ma stałe.Tylko ta walka z wyciekami...