Zdradzam.
Philipsy są tak skonstruowane, że mają (jak większość) trzy przewody: do plusa, do minusa i do pozycyjnych. Podłączenie proste bo dwa pierwsze łączysz z akumulatorem. Nie musisz szukać przewodu z prądem po zapłonie. Trzeci jak zwykle do pozycyjnych.
Światła startują dopiero po uruchomieniu silnika a nie jak większość po włączeniu zapłonu. Po uruchomieniu silnika w obwodzie następuje wzrost napięcia (zaczyna ładować alternator) i wraz ze wzrostem napięcia załączają sie Philipsy. Mają one jednak bardzo wąską tolerancję prądową. I tu zaczynają się schody bowiem alternator ma specjalne sprzęgło (jakby wolne koło) i po zdjęciu nogi z gazu natychmiast spada napięcie - obroty alternatora spadają natychmiast w przeciwieństwie do obrotów silnika. Wszystko funkcjonuje normalnie ale dla Philipsa jest to spadek podprogowy, czyli światła dostają za mało prądu i gasną. Dodasz gazu i jedziesz - wszystko gra. Zdejmiesz nogę - światła gasną. Pierwszym razem myślałem, że światła są uszkodzone. Wysłałem rekłamację i dostałem nowe. Zadowolony zamontowałe je, niestety to samo. I dopiero potem zacząłem zgłębiać tajniki tych lamp i mój mechanik dogłębnie mi to wyjaśnił: "Masz zły alternator do tych świateł".
Ot i cała bajka.
Światła wyrzuciłem, kupiłem inne (jakieś badziewie z + na przewód prądowy) i zaczęła się zabawa z wymianą co parę miesięcy albo lewej albo prawej lampy. Wreszcie auto sprzedałem i kłopot z głowy.
Pozdro.